Kto pójdzie do Nieba?
Niestety - Boże, zachowaj od tego i mnie, i każdego! - jeżeli umrę w stanie grzechu, zobaczę siebie jako jedną wielką obrzydliwość duchowego spustoszenia - ojciec Jacek Salij OP.
z o. Jackiem Salijem, dominikaninem, rozmawia Jarosław Czuchta, Miesięcznika 'List',
http://www.list.media.pl
STRACH PRZED NIEZNANYM
Czy straszono Ojca w dzieciństwie piekłem?
Największego szoku w związku z wiarą - mogłem mieć wtedy cztery, pięć lat - doznałem w momencie, kiedy dowiedziałem się, że Pana Jezusa zdradził przyjaciel. Byłem absolutnie pewien, że to nieprawda, że się tylko przesłyszałem. Prawdziwe przerażenie mnie ogarnęło, kiedy mama potwierdziła tę straszną wiadomość, jaką usłyszałem na kazaniu. Natomiast czy byłem straszony piekłem, nie wiem, nic takiego nie pamiętam.
Jak będzie wyglądać koniec świata?
Byłbym szalony, gdybym próbował opowiadać, jak będzie wyglądać dopełnienie dziejów. Bo warto wiedzieć, że to tylko w polskim przekładzie Nowego Testamentu pojawia się termin "koniec świata", grecki termin synteleja tu ajonos jest o wiele głębszy, wskazuje na dopełnienie czasu, dopełnienie dziejów. Różnica wydaje się taka, jak między czarnym i białym. Koniec świata każe domyślać się jakiejś katastrofy, dopełnienie dziejów to coś ze wszech miar pozytywnego. Jeżeli dzieje czekają na swoje dopełnienie, uwieńczenie, to znaczy, że ludzkość i całe stworzenie zmierzają ku sensowi, który przekracza naszą wyobraźnię.
Czy należy się bać końca świata?
Widzę, że Pan nie rezygnuje z terminu "koniec świata". Może to i dobrze. Bo to rzeczywiście będzie dzień katastrofy dla tego wszystkiego, co zbuntowane przeciw Bogu. Na pytanie zaś spróbuję odpowiedzieć bardzo osobiście. Muszę wyznać, że niekiedy przyłapuję się na tym, że boję się tego dnia. To chyba zrozumiałe, że myśląc o tym dniu, niekiedy jesteśmy podobni do kobiety, która chociaż niecierpliwie i z radością czeka na urodzenie dziecka, zarazem boi się czekających ją bólów porodu. Bo jeżeli tego dnia boi się ten grzesznik, który wciąż we mnie siedzi - dobrze mu tak, niech się boi, on wtedy zginie ostatecznie, a ja będę cały i bez reszty Boży. Z kolei wszystko, co w nas Boże, wręcz tęskni za tym dniem i - jak napisał Apostoł Piotr (2 P 3,12) - chciałoby ten dzień przyśpieszyć.
W ewangelicznym opisie Sądu Ostatecznego słyszymy słowa Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny. (Mt 25,41). Czy taka straszna wizja odrzucenia ma jakiś cel wychowawczy?
Karl Jaspers, który chociaż sam nie był chrześcijaninem, z wielkim szacunkiem myślał o tradycyjnym lęku przed piekłem.
Twierdził on, że również człowiek niewierzący powinien - pod sankcją stoczenia się w egzystencjalną bylejakość - pielęgnować w sobie lęk analogiczny do chrześcijańskiego lęku przed piekłem, mianowicie lęk przed zmarnowaniem swojego istnienia.
Zdaniem Jaspersa, fatalne są obie alternatywy: zarówno pozbycie się tego lęku, jak i jego rozpanoszenie się w naszym wnętrzu. Ów lęk powinien być w nas, ale jako sługa naszego trwałego zwrócenia się ku temu, co najgłębiej pozytywne. Przypomnę, że Jaspers był tym niemieckim myślicielem, który pomagał swoim rodakom wrócić do cywilizowanej Europy po zbrodniach, jakich dokonali oni podczas drugiej wojny światowej. Gdyby w Niemcach było wtedy choć trochę lęku przed piekłem...
Czy wiara budowana na strachu ma sens?
Na strachu niczego się nie zbuduje. Jeśli jednak, chodząc po Tatrach, lękam się runąć w przepaść, taki strach może mnie uchronić przed nieszczęściem. Zarazem trudno sobie wyobrazić turystów, którzy przez cały czas pobytu w Tatrach nic innego nie robią, tylko drżą, żeby nie spaść w przepaść. Taki strach uruchamia się tylko wtedy, kiedy realnie staję wobec zagrożenia. I wtedy jest to strach błogosławiony.
Jeśli idzie o strach przed piekłem, to w miarę mojego wzrastania w wierze ustępuje on miejsca motywom miłości. Ponieważ zaczynam naprawdę kochać Pana Boga, pojawia się we mnie inny lęk, lęk kogoś kochającego, lęk, ażeby swoim złym postępowaniem nie sprawić Bogu przykrości.
UJRZEĆ SIEBIE W CAŁEJ PRAWDZIE
aski.
Niestety - Boże, zachowaj od tego i mnie, i każdego! - jeżeli umrę w stanie grzechu, zobaczę siebie jako jedną wielką obrzydliwość duchowego spustoszenia.
Po to jednak Ewangelie tak wiele mówią o potępieniu wiecznym, żeby mnie przed takim losem uchronić. I żebym robił wszystko, co w mojej mocy, ażeby innych to nie spotkało.
W OCZEKIWANIU NA SĄD
Jaka jest różnica między sądem szczegółowym i ostatecznym?
Sąd Boży jest to potężne i pełne miłości wkroczenie Boga w ludzkie sprawy. Boski Sędzia przywróci wtedy dobru wszystkie należne mu prawa, złu zaś odbierze nie tylko możliwość panoszenia się, ale w ogóle możliwość jakiegokolwiek działania. To właśnie dlatego wszystko, co w nas Boże, za tym Sądem tęskni, a to, co w nas grzeszne - bardzo się tego Sądu boi. Postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd (Hbr 9,27) - sąd nade mną, nad sensem mojego życia. Ufam, że Pan Bóg w swoim miłosierdziu przyjmie mnie wtedy i przygarnie. Ufam, że to wszystko, co we mnie tęskni za Bogiem, okaże się wtedy autentyczne i będzie mogło w pełni rozkwitnąć. Ufam, że nawet jeżeli wchwili śmierci będą we mnie jeszcze jakieś grzeszne przywiązania, to moją radością będzie to, że w czyśćcu będą się one mogły wypalić.
Natomiast Sąd Ostateczny, kiedy zgromadzą się przed Synem Człowieczym wszystkie narody (Mt 25,32), będzie ostatecznym dopełnieniem zwycięstwa Chrystusa Pana, bo to przecież dzięki Niemu ludzkie dzieje okażą się czymś pozytywnym i wspaniałym. Czy wtedy ja - i każdy z nas - będę sądzony po raz drugi? Na pewno będzie to sąd inny. Bo dopiero wtedy ujawni się ostateczny sens mojego życia.
Zaraz po mojej śmierci będę osądzony ja sam. Ale przecież dobro i zło, jakie po mnie pozostaną na tej ziemi, będą miały dalszą historię, już ode mnie niezależną. Na Sądzie Ostatecznym ujawni się ostateczny sens mojego życia, również to, co z moim dobrem i złem stało się po mojej śmierci.
Zauważmy przy okazji, że na tym między innymi polega nasze miłosierdzie wobec zmarłych, że nie tylko się za nich modlimy, ale staramy się pielęgnować i rozwijać dobro, jakie tu pozostawili, oraz wysuszać zło, jakie po nich pozostało.
Przed Sądem Ostatecznym nastąpi zmartwychwstanie ciał. Jak będą wyglądać ciała uwielbione?
Odpowiadając na to pytanie nie wolno udawać, że wiemy więcej niż wiemy naprawdę. Wiemy jednak całkiem niemało. Proszę posłuchać, co Apostoł Paweł pisze w liście do Filipian: Nasza bowiem ojczyzna jest w niebie. Stamtąd też jako Zbawcy wyczekujemy Pana naszego Jezusa Chrystusa, który przekształci nasze ciało poniżone, na podobne do swego chwalebnego ciała, tą potęgą, jaką może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować (Flp 3, 20-21).
Zatem nasze ciała będą podobne do chwalebnego ciała Chrystusa. Te same co teraz, materialne, ale wypełnione Bożą obecnością, przeduchowione, transcendentne wobec czasu i przestrzeni, transcendentne wobec jakichkolwiek wrogich osób lub sił. Nasza cielesność uzyska wtedy swoją ostateczną celowość, swój ostateczny sens i piękno.
Wierzyć w ciał naszych zmartwychwstanie to nie tylko uznać prawdę tej Bożej obietnicy. To przede wszystkim starać się o to, żeby dzisiaj ciało moje było narzędziem czynienia dobra, przedmiotem składanych Bogu ofiar, miejscem zwyciężania tego, co Boże, nad tym, co nie Boże. Już teraz dojrzewamy do przyszłego zmartwychwstania, jeżeli składamy ciała nasze na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz naszej rozumnej służby Bożej (Rz 12,1).
SPRZECIW WOBEC MIŁOŚCI
Skoro nieba i piekła nie można umieszczać w przestrzeni, jak należy je rozumieć?
Być w niebie, być zbawionym, to być niepojęcie blisko Boga, to być niewyobrażalnie rozkochanym w Bogu. Natomiast istotą piekła jest radykalny, całoosobowy skurcz egocentryczny przeciwko Bogu. Piekło jest to dobrowolnie i ostatecznie wybrany sprzeciw wobec tego, że Bóg jest, i że jest On Miłością.
Nie zapominajmy jednak o tym, że wszystko, co mówił nam Pan Jezus - również Jego słowa na temat potępienia wiecznego - wypełnione jest miłością do nas. On dlatego tak często nasza leży Mu na tym, żeby nikt się tam nie znalazł. Zatem i sami mocno się trzymajmy Jezusa, i innym pomagajmy, ażeby w Nim znaleźli swego Zbawiciela.
Czym jest piekło? Na czym polega? Czy wiadomo, jak wyglądają kary piekielne?
Nawet nie próbujmy sobie tego wyobrażać. Przerażające jest przypatrzeć się samym tylko przedsmakom piekła, jakich można doświadczać już tu na ziemi. Święty Tomasz z Akwinu wymienia ich pięć: 1) przewrotność, dogłębne zakłamanie człowieka, 2) zatwardziałość w tym zakłamaniu, niezdolność do opamiętania, nie potrzebująca Boga rozpacz, 3) radykalny egoizm, pragnienie promieniowania swoją rozpaczą i bezsensem na innych, 4) ciemności duchowe, w których w ogóle nie widzi się tego, że świat jest Boży, 5) bezsensowne i nic nie dające zgryzoty sumienia. O tych ostatnich pisał Adam Mickiewicz:
"Jaka tam będzie siła wiecznego płomienia,
Wnoś tu z jego iskierek, ze zgryzot sumienia."
źródło:
http://www.fronda.pl/a/koniecznie-przec ... 52788.html