św. Katarzyna ze Sieny (+ 1380), Dialog o Bożej Opatrzności
Skomentuj 5
CXXXI - O różnicy śmierci sprawiedliwych i śmierci grzeszników. I naprzód o śmierci sprawiedliwych.
Ponieważ opowiedziałem ci, jak świat, diabli i własna zmysłowość oskarżały przeniewiercę, wyłożę ci teraz obszerniej tę prawdę i przedstawię szczegółowo stan tych nieszczęśliwych, w ostatniej chwili, aby przejąć cię jeszcze większym współczuciem. Opowiem ci, jak różne są walki, które musi przejść dusza sprawiedliwego od walk grzesznika i jak różna jest też śmierć jednego i drugiego. Dowiesz się, jak wielki pokój, bardziej lub mniej głęboki, zależnie od doskonałości każdego, napełnia dusze sprawiedliwego w chwili śmierci.
Wiedz przede wszystkim, że wszystkie cierpienia, jakie znoszą stworzenia rozumne, mają swe źródło w woli. Gdyby wola ich była zjednoczona i pogodzona z wolą moją, nie zaznałyby żadnego cierpienia. Nie aby były wolne od wszelkiego trudu: lecz cierpienia znoszone dobrowolnie dla miłości mojej nie byłyby dla nich cierpieniami, bo znosiłyby je chętnie widząc, że taka jest wola moja. Przez świętą nienawiść, którą żywią do siebie, dusze te wypowiedziały wojnę światu, diabłu i własnej zmysłowości. Toteż w ostatniej godzinie śmierć ich jest spokojna, gdyż nieprzyjaciele ich zostali pokonani za ich życia. Świat nie może oskarżyć tej duszy, która tak dobrze poznała kłamstwa świata, że wyrzekła się świata i wszystkich rozkoszy jego. Ułomna zmysłowość i ciało nie mogą jej też oskarżyć, gdyż wędzidłem rozumu panowała nad zmysłowością, umartwiając ciało pokutą, czuwaniem, pokorną i ustawiczną modlitwą. Zmysłową wolę zabiła nienawiścią grzechu i miłością cnoty, zniszczywszy doszczętnie czułość, którą człowiek ma dla swego ciała. Przywiązanie, które dusza czuje w sposób przyrodzony dla ciała swego, sprawia, że śmierć wydaje się czymś strasznym człowiekowi, który instynktownie boi się śmierci.
Lecz w doskonałym sprawiedliwym cnota góruje nad naturą: tłumi przyrodzoną obawę, ujarzmia ją świętą nienawiścią i pragnieniem powrotu do celu. Przywiązanie przyrodzone więc nie może jej napastować i sumienie pozostaje spokojne, gdyż w ciągu życia było dobrym stróżem, szczekając każdym razem, gdy zjawiał się nieprzyjaciel, aby zdobyć miasto duszy. Jak pies, który szczeka przy bramie, gdy spostrzeże nieprzyjaciela i budzi załogę, tak pies sumienia budził czujność rozumu; i rozum łącznie z wolną wolą mógł poznać, przy świetle intelektu czy zjawia się przyjaciel czy nieprzyjaciel. Przyjacielowi, to znaczy cnocie i świętym myślom serca, rozum i wolna wola otwierały bramę z radością, z miłością i otaczały je największą troską i staraniem. Nieprzyjaciela, to znaczy występek i myśli złe, odpierały z nienawiścią i odrazą. Światło rozumu i ręka wolnej woli uzbrojona mieczem nienawiści i miłości pobiły nieprzyjaciela. Toteż w chwili śmierci sumienie nie doznaje wyrzutów, bo dobrze pełniło straż: pozostawia więc duszę w pokoju.
To prawda, że dusza, przez pokorę i dlatego, że w chwili śmierci zna lepiej wartość czasu i cenę cnoty, wyrzuca sobie, że nie dość wyzyskała ten czas. Ale nie jest to cierpienie przygnębiające, lecz raczej korzystne. Pomaga ono duszy skupić się w sobie w obecności krwi Syna mojego, pokornego i nieskalanego Baranka. Dusza nie ogląda się na swe przeszłe zasługi, gdyż nie chce ani może pokładać nadziei w swych cnotach, tylko w krwi, gdzie znalazła miłosierdzie moje. Ponieważ żyła pamięcią o krwi, więc upaja się tą krwią i pogrąża się w niej jeszcze w śmierci. Diabli nie mogą oskarżyć tej duszy o grzech, gdyż w życiu mądrość jej odniosła triumf nad ich złośliwością. Przybiegają wprawdzie, by zobaczyć, czy mogą coś zyskać.
Zjawiają się w strasznej postaci, przybierają najszpetniejszy wygląd, wywołują w tej duszy mnóstwo różnych urojeń, aby ją przestraszyć. Lecz duszy wolnej od jadu grzechu, widok ich nie przejmuje strachem i przerażeniem, jak tego, co spędził życie w nieprawościach świata.
Na widok tej sprawiedliwej duszy, która z płomienną miłością uciekła się do krwi, diabli, nie mogąc znieść tego, uciekają i tylko z daleka ciskają swe strzały. Ich pociski, ich krzyki nie niepokoją tej duszy, gdyż zaczyna już ona kosztować życia wiecznego. Oko jej intelektu oświecone światłem najświętszej wiary, widzi Mnie, nieskończone i wieczne dobro, i dusza pragnie posiąść je z łaski mojej, a nie dla swoich zasług, mocą krwi Chrystusa, Syna mojego. Ku temu dobru wyciąga ramiona swej nadziei, obejmuje je uściskiem miłości, wchodząc w posiadanie jego, zanim je osiągnie, jak ci to wyłożyłem na innym miejscu. Nagle w jednej chwili, skąpana w tej krwi, przechodząc przez ciasną bramę mego Słowa, zlewa się ze Mną, oceanem pokoju. Brama i Ocean są z sobą zjednoczone, gdyż Ja i moja Prawda, Jednorodzony Syn mój, tworzymy Jedno.
Jakież wesele zalewa duszę, która widzi, że tak słodko doszła do tego przejścia! Kosztuje wreszcie dobro natury anielskiej. Jak dotychczas żyła w braterskiej miłości z bliźnim, tak teraz uczestniczy w dobru wszystkich naprawdę zażywając wzajemnej miłości braterskiej. Wszyscy, których śmierć ma tę słodycz, uczestniczą w tej szczęśliwości, lecz o ileż bardziej moi kapłani, o których ci rzekłem, że żyli jak aniołowie, bo w tym życiu mieli jaśniejsze poznanie i głębsze pragnienie mojej chwały i zbawienia dusz. Mieli nie tylko światło cnoty, które wszyscy na ogół mieć mogą, lecz poza tym nadprzyrodzonym światłem cnotliwego życia, posiadali światło świętej wiedzy, przez którą poznali lepiej moją Prawdę. Otóż kto więcej poznaje, więcej kocha, a kto więcej kocha, więcej otrzymuje. Miarą waszej zasługi jest miara waszej miłości (por. Mt 7,2; Łk 6,38).
Jeśli mnie spytasz: Czy ten, co nie posiada wiedzy, może dojść do tej miłości? Niewątpliwie, może dojść, lecz tylko wyjątkowo, a żaden wypadek poszczególny nie stanowi prawa powszechnego dla wszystkich. Ja zaś rzecz biorę ogólnie. Kapłani moi otrzymali, przez swe kapłaństwo, godność jeszcze większą. Szczególnym ich urzędem jest żywienie się duszami, dla chwały mojej. Choć wszystkim dane było i nakazane trwać w miłości bliźniego, lecz tylko im, kapłanom moim, powierzone było zawiadywanie duszami i rozdawnictwo krwi. Jeśli wywiążą się z tego obowiązku gorliwie, z napięciem cnoty, jak rzekłem, otrzymają więcej, niż inni.
O jak szczęśliwa jest dusza tych kapłanów, gdy dojdzie do chwili śmierci. Przez całe życie byli głosicielami i obrońcami wiary dla swych bliźnich. Wiara ta wniknęła w rdzeń ich duszy, przez wiarę tę widzą swe miejsce we Mnie. Nadzieja, która podtrzymywała ich życie, wspierała się tylko na mojej opatrzności. Nie pokładali nadziei w sobie, nie ufali swej własnej wiedzy. Straciwszy zaufanie do siebie, nie przywiązywali się do żadnego stworzenia w sposób nieumiarkowany. Nie kochali żadnej rzeczy stworzonej. Żyli w dobrowolnym ubóstwie. Przeto bez trudu umacniali swą nadzieję we Mnie.
Serce ich było czarą miłości, napełnioną najpłomienniejszą miłością, czarą noszącą w sobie imię moje (por. Dz9,15), które głosili bliźniemu przykładem dobrego i świętego życia, jak i nauką mego słowa. Serce to wznosi się więc, w tej godzinie, ku Mnie z niewymowną miłością, obejmuje z wszystkich sił Mnie, który jestem jego celem i podaje Mi perłę sprawiedliwości, którą zawsze nosiło przed sobą, wymierzając słuszność wszystkim i oddając każdemu wiernie to, co mu się należy. W ten sposób, przez swą pokorę, oddaje Mnie sprawiedliwość, oddaje cześć i chwałę imieniu memu, uznając, że przez mą łaskę dane mu było spędzić czas życia z czystym i świętym sumieniem; a siebie karci, uważając, że nie jest godne tego, iż otrzymało i otrzymuje tak wielką łaskę.
Sumienie jego oddaje Mi dobre świadectwo, a Ja wedle zasługi jego, daję mu koronę sprawiedliwości (por. 2 Tm 4,8) ozdobioną cennymi perłami. To jest dobrymi uczynkami, które miłość wywiodła z jego cnót.
O aniele ziemski, szczęśliwy jesteś, że nie byłeś niewdzięczny za dobrodziejstwa, które otrzymałeś ode Mnie, że nie byłeś niedbały ani ślepy; lecz gorliwie, oświecony prawdziwym światłem, nie spuszczałeś oka z podwładnych twoich, i jak wierny, odważny pasterz, szedłeś z nauką prawdziwego i dobrego Pasterza, słodkiego Jezusa Chrystusa, Jednorodzonego Syna mojego. Toteż rzeczywiście przeszedłeś przez Niego do Mnie, skąpany i zanurzony w Jego krwi, z trzodą twych owiec, z których wiele już doprowadziłeś do życia wiecznego, przez świętą naukę i przez przykład własny, a wiele innych pozostawiasz w stanie łaski.
O córko najdroższa, widok diabła nie przestraszy tych, którzy widzą Mnie już przez wiarę i posiadają Mnie przez miłość. Nie ma w nich jadu grzechu. Ciemność i straszliwość ostatniej chwili nie przejmie ich lękiem i przerażeniem. Nie ma w nich bojaźni służalczej, jest tylko bojaźń święta. Nie boją się ułud diabła, gdyż dzięki światłu nadprzyrodzonemu i światłu Pisma Świętego znają jego podstępy, przeto dusza ich nie da się nimi omroczyć i zmącić. Tak chwalebnie przechodzą, skąpani we krwi, zgłodniali zbawienia dusz, rozgorzali miłością bliźniego. Przechodzą przez bramę Słowa, wchodzą we Mnie i dobroć moja wyznacza każdemu jego miejsce i stopień, według miary miłości, jaką mieli dla Mnie.
------------------------------------------------------
CXXXII - O śmierci grzeszników i ich mękach w chwili śmierci.
O, córko najdroższa, wielkie jest szczęście moich wiernych kapłanów, ale przewyższa je niedola biednych i nieszczęśliwych, o których ci mówiłem. Jakże straszliwa i pełna ciemności jest ich śmierć! W tej ostatniej godzinie, jak ci rzekłem, diabli oskarżeniami swymi napełniają ich grozą i przerażeniem. Ukazują się im w postaci tak okropnej, że nie ma męki w tym życiu, której by stworzenie nie wolało znieść, niż ścierpieć ten widok. Wyrzut sumienia budzi się wtedy z taką siłą, że toczy grzesznika do głębi duszy. Wszystkie nieumiarkowane rozkosze i zmysłowość własna, którą uczynił swą panią a rozum swój niewolnikiem, oskarżają go bezlitośnie, gdyż poznaje w tej chwili prawdę tego, czego przedtem poznać nie chciał. Poczucie swego błędu okrywa go wstydem. Widzi, że żył jak niewierny, a nie jak wierzący, bo miłość własna zasłoniła w nim źrenicę najświętszej wiary. Diabeł zadręcza go myślą o jego niewierności, aby go wtrącić w rozpacz.
Jakże ciężka jest dlań ta walka, która zastaje go bezbronnym, pozbawionym miecza miłości, który utracił, stawszy się człowiekiem diabła. Brak mu światła nadprzyrodzonego oraz wiedzy, bo go miłość nie interesowała. Róg pychy nie pozwala mu wniknąć w słodycz rdzenia miłości. Toteż w godzinie najwyższej walki nie wie, co czynić. Nie był karmiony nadzieją, gdyż nie zaufał Mnie ani krwi, której uczyniłem go rozdawcą; nadzieję swą umieścił w sobie samym, w zaszczytach i rozkoszach świata. Nie widział ten nieszczęsny wcielony diabeł, że wszystko co posiadał, było mu pożyczone, że jest dłużnikiem i musi z wszystkiego zdać sprawę przede Mną. Teraz jest sam w swej nagości, bez żadnej cnoty i gdziekolwiek się zwróci, słyszy tylko oskarżenia, ku wielkiemu swemu wstydowi.
Niesprawiedliwość, której dopuszczał się w życiu, oskarża go przed jego sumieniem i odbiera mu odwagę, aby prosić o co innego, prócz sprawiedliwości. Tak wielki jest jego wstyd i pomieszanie, że wpadłby w rozpacz, gdyby w ciągu życia nie przyzwyczaił się pokładać nadziei w moim miłosierdziu, choć z powodu grzechów ta jego nadzieja jest wielkim zuchwalstwem. Bo ten, co Mnie obraża opierając się na moim miłosierdziu, nie może rzec naprawdę, że pokłada nadzieję w miłosierdziu moim. Opiera się raczej na własnej zuchwałości, choć zdaje mu się że liczy na miłosierdzie. Jeśli w godzinie śmierci poznał swój błąd, jeśli przez świętą spowiedź odciąży swe sumienie, oczyści się z zuchwalstwa, które Mnie już nie obrazi, i pozostanie mu miłosierdzie, przez to miłosierdzie może, jeśli chce, oprzeć się na nadziei. Bez tego żaden z tych grzeszników nie ujdzie rozpaczy i przez tę rozpacz dojdzie z diabłami do potępienia wiecznego.
Z mego miłosierdzia pozwalam im mieć nadzieję na moje miłosierdzie, ale nie po to, by mogli grzeszyć, licząc na moje miłosierdzie, lecz aby pogłębiali swą miłość poprzez rozważanie mej dobroci. Lecz oni korzystają z niej odwrotnie, gdyż opierają się na nadziei w moje miłosierdzie, aby Mnie obrażać. Jednak Ja podtrzymuję w nich nadzieję w moje miłosierdzie, aby w ostatniej chwili mieli się czego chwycić i nie upadli pod brzemieniem wyrzutów, oddając się rozpaczy. Bo grzech rozpaczy obraża Mnie bardziej i jest dla nich zgubniejszy, niż wszystkie inne grzechy, które popełnili w całym swym życiu. A to dlatego, że inne grzechy popełniają z podszeptu zmysłowości własnej i niekiedy żałują za nie i mogą zbudzić w sobie taką skruchę, że otrzymają moje miłosierdzie. Lecz do grzechu rozpaczy nie popycha ich ułomność, nie pociąga doń żadna przyjemność, jest w nim tylko nieznośna męka. W rozpaczy tkwi pogarda dla mego miłosierdzia, gdyż grzesznik uważa, że błąd jego jest większy, niż miłosierdzie i dobroć moja. Popadłszy w ten grzech, nie czuje żalu, nie boleje nad obrazą moją prawdziwie, jak boleć powinien. Opłakuje tylko własne nieszczęście, nie zaś wyrządzoną mi obrazę. I tak idzie w potępienie wieczne.
Jak widzisz, tylko ten występek prowadzi go do piekła, gdzie karany jest za ten grzech i za wszystkie inne, które popełnił. Gdyby czuł ból i żal z powodu obrazy, którą Mi wyrządził, gdyby był pokładał nadzieję w moje miłosierdzie, otrzymałby je. Bo, jak ci rzekłem, miłosierdzie moje jest bez porównania większe, niż wszystkie grzechy, które mogą popełnić wszystkie stworzenia razem. Toteż najsroższą obelgą, jaką można Mi zadać, jest twierdzenie, że występek stworzenia jest większy, niż dobroć moja. Grzech ten nie zna przebaczenia ani w tym, ani w tamtym życiu. Tak bardzo brzydzę się rozpaczą, że chciałbym, aby grzesznicy, w chwili śmierci, po zbrodniczo spędzonym życiu, nabrali zaufania do miłosierdzia mego. Dlatego za ich życia używam słodkiego podstępu, każąc im ufać głęboko memu miłosierdziu. Wykarmiwszy się wewnętrznie tą ufnością, mniej są skłonni porzucić ją w chwili śmierci dla surowych, odrażających nagan, niż gdyby się nią nie wykarmili.
Wszystko to udziela im ogień i przepaść mej nieocenionej miłości. Lecz łaski tej używali w ciemnościach miłości własnej i stąd wynikło całe zło. Nie poznali jej w prawdzie; odbierali słodycz mego miłosierdzia z wielkim zuchwalstwem. I to jest drugi wyrzut, który im czyni sumienie w obecności diabłów. W czasie hojności mego miłosierdzia, gdy pokładali w nim nadzieję, winni byli pogłębiać miłość i pragnienie cnót. Na dobre uczynki winni obracać czas, który im użyczyłem z miłości. A oni używali tego czasu, pokładali nadmierną nadzieję w miłosierdziu moim, ażeby Mnie obrażać.
O ślepcze nad ślepcami! Zagrzebałeś perłę i talent, które powierzyłem twym rękom, abyś ciągnął z nich zysk. W zuchwałości swej nie chciałeś spełniać woli mojej i zagrzebałeś pod ziemią twej nieuporządkowanej i samolubnej miłości własnej mój dar, który przynosi ci teraz owoc śmierci (por. Mt 25, 14-30).
O nieszczęśliwy, jakże wielka kara czeka cię teraz w tej ostatniej chwili. Widzisz teraz jasno swe nędze. Robak sumienia nie śpi i toczy cię (por. Iz 66,24; Mk 9,48). Diabły wrzeszcząc oddają ci nagrodę, którą zwykli płacić sługom swoim: zamęt i naganę. Abyś w chwili śmierci nie wymknął się z ich rąk, chcą doprowadzić cię do rozpaczy i sieją zamęt w twej duszy, abyś podzielił ich los.
O nieszczęśliwy! Godność, do której cię podniosłem, ukazuje ci się teraz w całym świetle. Wstydź się, że zamknąłeś ją w ciemnościach swojej winy. Skarby świętego Kościoła ukazują ci, że jesteś złodziejem i dłużnikiem, który winien oddać to, co należy się biednym świętemu Kościołowi. Sumienie stawia ci przed oczy to, co wydałeś na publiczne dziewki, na wychowanie dzieci, na wzbogacenie twych krewnych, co przepuściłeś przez gardło, zmarnotrawiłeś na ozdobę domu i zakup licznych naczyń srebrnych, choć winieneś był żyć w dobrowolnym ubóstwie.
Sumienie twe przypomina ci też brewiarz ? boskie oficjum, któreś zaniedbywał nie troszcząc się o to, że przez to popadasz w grzech śmiertelny; a jeśli odmawiałeś go. czyniłeś to tylko ustami; serce twe było dalekie ode Mnie. Podwładnym swym winien byłeś czynną miłość, miałeś z całą gorliwością wychowywać ich w cnocie, dając im przykład świętego życia, karcić ich ręką miłosierdzia i rózgą sprawiedliwości. A ty czyniłeś przeciwnie i sumienie oskarża cię o to w straszliwej obecności diabłów.
A ty, prałacie, jeśli powierzyłeś przewodnictwo lub opiekę nad duszami któremu z podwładnych nieprawnie, jeśli nie rozważyłeś, komu je dałeś i w jaki sposób, stajesz przed sądem sumienia. Bo winieneś był je dać nie dla słówek pochlebnych, nie dla przypodobania się stworzeniom, ani dla podarunków, lecz tylko ze względu na cnotę, na cześć imienia mego i na zbawienie dusz. Nie czyniłeś tego i sumienie wyrzuca ci to teraz. Wobec twego sumienia i światła twego intelektu zamęt i ból ukazują ci teraz, czego nie miałeś czynić, a co uczyniłeś, i co miałeś czynić, a czego nie uczyniłeś.
Wiesz, najdroższa córko, że wyraźniej poznaje się biel obok czerni i czerń obok bieli, niż kiedy jedna jest oddzielona od drugiej. Tak samo dzieje się z tymi nieszczęśliwymi, z mymi kapłanami w szczególności, lecz też z wszystkimi grzesznikami w ogóle, gdy w chwili śmierci dusza zaczyna spostrzegać swe nieszczęście. Gdy sprawiedliwy ma uczucie szczęśliwości, przed grzesznikiem przesuwa się całe jego zbrodnicze życie. Nie trzeba, aby ktoś obcy stawił mu przed oczyma jego obraz: własne sumienie pokazuje mu występki, których się dopuścił i cnoty, które miał spełniać. Czemuż cnoty? Dla większego wstydu jego. Zestawienie cnoty i występku uwydatnia bardziej niegodziwość grzechu i im bardziej winny go sobie uświadamia, tym większego doznaje wstydu, i przeciwnie widok jego błędów pozwala mu lepiej zrozumieć doskonałość cnoty i rozważenie życia jego, pozbawionego dobrych uczynków, wywołuje w nim większą boleść.
Chcę byś wiedziała, że w poznaniu cnoty i występku, rozeznaje nazbyt dobrze szczęście przeznaczone szczęśliwym za cnotę i karę, która czeka winnego, pogrążonego w ciemnościach grzechu śmiertelnego.
To poznanie daję mu, nie aby doprowadzić go do rozpaczy, lecz aby doszedł do lepszego poznania siebie i do wstydu za swe grzechy zmieszanego z nadzieją. Chcę, aby przez ten wstyd i przez to poznanie wyznał winy swoje i uciszył mój gniew, prosząc pokornie o miłosierdzie. Sprawiedliwy w tej chwili doznaje rosnącej radości, w żywszym poczuciu mej miłości. Jeśli wytrwał na drodze cnoty, idąc za nauką mej Prawdy, przypisuje Mnie, a nie sobie, łaskę swej wierności. Więc raduje się we Mnie pod wpływem tego światła i tego uczucia. W ten sposób kosztuje i dochodzi do swego słodkiego celu, jak ci to rzekłem na innym miejscu. Więc jeden, sprawiedliwy, który żył w najżarliwszej miłości, opływa w radość, podczas gdy zbrodniarz, sługa ciemności, pogrążony jest w boleści. Sprawiedliwy nie przeraża się ciemnością ani widokiem diabłów, nie boi się ich; gdyż boi się tylko jednej rzeczy na świecie, która sprawia mu ból, grzechu. Lecz ci, którzy spędzili życie w rozpuście i w nikczemności, boją się diabłów i widok ich jest dla nich męczarnią. Nie mogą być jednak przez nich wtrąceni w rozpacz, jeśli nie chcą, lecz muszą znieść za karę ich wyrzuty, przebudzenie sumienia, strach i obawę przed ich okropnym widokiem.
Widzisz więc, najdroższa córko, jaka jest dla sprawiedliwego i dla grzesznika różnica w tej męce śmierci i w napaściach, które muszą znosić! Jakaż też różnica w ich końcu! Opowiedziałem ci tylko maluczka część tego. To co ukazałem oku twego intelektu jest takim drobiazgiem w porównaniu z rzeczywistością, że to, co ci wyłożyłem o męce jednego i o szczęściu drugiego, jest niemal niczym.
Jakież jest zaślepienie człowieka, a zwłaszcza tych nieszczęśliwych! Im więcej otrzymali ode Mnie i im bardziej oświeceni byli przez Pismo Święte, tym większe mieli zobowiązania i tym nieznośniejszy przeto jest ich wstyd. Im bardziej znali Pismo Święte w życiu, tym dokładniej w tej chwili śmierci widzą wielkie błędy, które popełnili. Będą też skazani na sroższe męki, niż inni, jak i dobrzy będą podniesieni do wyższej chwały.
Stanie się z nimi to, co z fałszywym chrześcijaninem, który w piekle doznaje większych katuszy, niż poganin, gdyż posiadał światło wiary i wyrzekł się go, poganin zaś nie miał go nigdy. Tak samo ci nieszczęśliwi kapłani za ten sam grzech będą ukarani surowiej, niż inni chrześcijanie, z powodu służby, którą im powierzyłem dla rozdawania słońca świętego Sakramentu i ponieważ posiedli światło wiedzy, które im pozwalało rozróżnić prawdę dla siebie i dla innych, gdyby chcieli. Toteż słusznie otrzymują sroższą karę.
Lecz ci nieszczęśliwi nie myślą o tym. Gdyby zastanowili się nad stanem swoim, nie popadliby w takie nieszczęścia; byliby tym, czym winni być i czym nie są. Przez nich cały świat jest zepsuty, gdyż postępują gorzej, niż sami ludzie świata. Nieczystością swą kalają oblicze swej duszy, zatruwają swych podwładnych, ssą krew Oblubienicy mojej, świętego Kościoła. Pobladła i omdlała od grzechów ich. Miłość i uczucie, które winni mieć dla niej, przenieśli na siebie samych; gorliwi są tylko w łupieniu jej. Mieli dbać o dusze, a ubiegają się tylko o wysokie urzędy i wielkie dochody. Z powodu swego złego życia wywołują u ludzi świeckich pogardę i nieposłuszeństwo względem Kościoła, choć pogarda ta i to nieposłuszeństwo jest rzeczą godną potępienia i grzech kapłanów nie usprawiedliwia błędu ludzi świeckich.
źródło:
http://sienenka.blogspot.com/
http://www.fronda.pl/blogi/tarcza-wiary ... 31856.html